sobota, 20 kwietnia 2013

rozdział 5

Wstałam i przygotowałam się do szkoły,jak zawsze.Mam jeszcze chwilę czasu,więc usiadłam i zaczęłam rozmyślenia.Kolejny dzień  Andy'm.Z chłopakiem,który nie jest do końca optymistą,który mnie wczoraj odprowadził,który jest czuły i martwi się o mnie...Może nie powiedział mi tego wprost ale ja to wiem.To czuć.Najwyższa pora wyjść do szkoły.Gdy otworzyłam drzwi i rozejrzałam się po okolicy.Podziwiałam rośliny rosnące pod koniec lata.Ostatnie mlecze pałętały się gdzieś przy drodze.Ruszyła i gdy byłam już pod szkołą zauważyłam (no trudno ich nie widzieć) drużynę rugby,podawali sobie piłkę.Drużyna...Najbardziej pożądani chłopcy w szkole.Umięśnieni i przystojni,jak zawsze lekko opaleni. Nathaniel należał kiedyś do tej elity.Gdy podeszłam do ławki jeden z zawodników spojrzał w moją stronę. Jhon?Co on tu robi,nie jest trochę za stary na college?Podszedł do mnie,złapał moją dłoń i lekko ją ucałował.
-Witaj.
-Witam.Czyżbyś chciał zacząć naukę w colleg'u od nowa?
-Nie,czekam tylko na brata.Jest mi coś winien.
-To znaczy?
-Ma pewną rodzinną pamiątkę,chciałbym odłożyć ja na miejsce.
-Jest w sali matematycznej.
-Dziękuję.
Uśmiechnął się do mnie i odszedł w stronę drzwi szkoły.Ciekawe co to za pamiątka.Może Andy znowu coś ukrywa?Nie,nie wydaje mi się.Jakby nigdy nic dalej przyglądałam się drużynie.Każde podanie było precyzyjne,jakby obliczali sobie wszystko w myślach.Pora na historię.Kilka umownych spojrzeń Andy'ego i lekcja.Resztę zajęć niestety miałam bez Andy'ego.Brakowało mi go...Czułam się...samotna?Tak jakby wszyscy zniknęli i istniał tylko on i ja.Na dzisiaj umówiliśmy się w parku,więc zaraz po szkole właśnie tam się udałam.Czekał już na mnie i grzebał w telefonie.Gdy byłam na oko 3 metry od niego odwrócił głowę i powiedział:
-musimy pomówić.
-O czym?
-Czego Jhon chciał od ciebie dziś rano?
-Szukał cię,tylko powiedziałam mu gdzie byłeś.
-O czymś jeszcze mówił?
-Tylko o jakiejś pamiątce rodzinnej.Dlaczego tak się zdenerwowałeś?Nie zachowuje się jak ktoś zły, przecież nie wyrządził mi krzywdy.
-On jest zły,Ann.Więc powinnaś trzymać się od niego z daleka.Obiecaj mi,że ograniczysz kontakty z nim do minimum.
-Obiecuję.
W tej chwili złapał mnie delikatnie za ręce i spojrzał w oczy.Uwielbiam ten jego głęboki wzrok...Chyba tonę!
-Chciałbym ci coś dać.
-Co takiego?
Wyjął z kieszeni pudełko,otworzył je,a moim oczom ukazał się śliczny otwierany medalion w kształcie serca.
-Moja babcia nosiła go na szczęście.Później przejęła go mama.A teraz jest twój.
-Ja...Andy nie mogę go przyjąć,to powinno należeć do twojej jedynej.
-Ale ja chcę żebyś to ty go miała.
-oh...dziękuję,jest przepiękny...
:Jhon:
Siedzę w swoim pokoju na kanapie i popijam resztkę bourbona.Do domu wrócił mój "ukochany braciszek".Nie chcąc wchodzić mu w paradę wyskoczyłem przez okno i ruszyłem w stronę domu Annabel.Wszystkie światła były zgaszone,nawet w domu Evansów.Zajrzałem w okno pokoju Ann.Śpi,mogę wejść.Szybko,zwinnie i po cichu wskoczyłem do środka i zamknąłem okno. Usiądwszy  na łóżku pogłaskałem jej policzek.Szkoda,że nic nie wie.Że nie ma pojęcia o naszym pierwszym spotkaniu...Że wiedźmy musiały wymazać jej wspomnienia.Bo jej przyjaciółka nie chciała pakować ją w kłopoty...Gdyby to pamiętała,gdyby tylko...ehh,nie ważne.I tak Andy zachowa ją przy sobie.Mam okazję przeczytać jej wspomnienia.Skoncentrowałem się na dzisiejszym dniu.Lekcje,Andy,Nathaniel,ja,znowu Andy...Amulet...Co do cholery?!Oddał jej amulet...Żebym nie mógł jej dotknąć,żeby każdy jej dotyk był dla mnie bólem.Obiecała mu też,że ograniczy kontakty ze mną.Jakie szczęście,że nie ma teraz na sobie tego amuletu...Już ja zadbam o to,żeby bała się też Andy'ego.Dochodziła północ,magiczna godzina.Ułożyłem się koło Annabel,a ona wtuliła się we mnie...Czułem rozpierające moje martwe serce szczęście.Głównie dlatego,że widuję ją częściej w nocy z nią nie rozmawiam.Ale wiem o niej praktycznie wszystko.Wampirze moce i zaglądanie do jej pokoju robią swoje.Niestety nie mogłem zostać dłużej,bo brat pomyśli sobie,że byłem na "kolacji".Ułożyłem jej głowę na poduszce i na odchodne rzuciłem ciche "do zobaczenia" skierowane do Ann.Idąc już ulicą zauważyłem,że uliczne lampy i mgła dają wrażenie półmroku.Usłyszałem śmiech ludzi biwakujących w lesie.Mgła roznosiła się na 3 metry w górę i była na tyle gęsta,że można by było ciąć ją nożem.Jeden z "wczasowiczów" wyszedł z lasu i ruszył w stronę samochodu.Poczułem potężne pragnienie.Piekło niemiłosiernie.To już drugi miesiąc bez ludzkiej krwi.Mam dość tych wszystkich wiewiórek,lisów,saren i dzików.To jest idealna okazja,przygotowałem się do skoku...i z idealną precyzją zaatakowałem młodego chłopaka.Zrobiłem to na tyle szybko,że pozostawiłem go zorientowanego na ulicy.Wiedział tylko,że piekielnie boli go szyja.Mój głód ustąpił.
Boję się o to,że kiedyś przez pragnienie zaatakuję Annabel.Na sama myśl o tym chcę sie zabić. Teorytycznie to już nie żyję,więc bardziej zakończyć egzystencję.Umazany ludzka krwią wampir,pragnący zakończyć swoja marną egzystencję z powodu strachu przed zamordowaniem swojej ukochanej.Brzmi wręcz karykaturalnie.Gdy skończyłem rozmyślać nad moja osobą słońce już wschodziło nad horyzont.Udałem sie do domu,umyłem i ,sam nie wiem czemu,ruszyłem pod szkołę.Usłyszałem świst powietrza za sobą,zapewne Andy.Obejrzałem sie wokoło i...dostałem kołkiem w brzuch!Andreas już nie żyje!Niebieski płyn,może inaczej,wampirza krew rozlewała się po bluzce od Hilfiger'a i ulicy.Kiedy próbowałem wyjąć kołek z tułowia usłyszałem trzask drzwi od domu Ann.Po chwili ujrzałem jej sylwetkę biegnącą w moją stronę.
-Jhon!Co się stało?
-Sam chciałbym wiedzieć...-zadrwiłem.
-Czekja pomogę ci.
Wyjęła kołek z mojego ciała.
-Twoja krew....
Cholera!Zapomniałem,że mam niebieską krew!
-eee...ja...nie ważne..sam nie wiem jak.Nie pytaj.
-Chodź,zaprowadzę cie do szpitala.
-Nie trzeba,sam sie opatrzę.
-Jesteś pewien?
-Tak
-To może chociaż cię odprowadzę?
-Skoro tak nalegasz.
Może jednak to nie jest zaraz taki zły dzień?Już u mnie w domu poszedłem obmyć ranę i wróciłem do mojego pokoju,gdzie była Ann.Oddałem swój nagi i poraniony tors w jej ręce.Pomogła mi zabandażować ranę i sprawdziła,czy nie poniosłem większych obrażeń.
-Mogę cię o coś zapytać?-przerwała ciszę panującą w pomieszczeniu.
-Jasne,wal śmiało.
-Czy wy coś ukrywacie?
-Jak mam to rozumieć?
-No wiesz,niby jesteście otwarci i chętnie opowiadacie o sobie,bynajmniej ty,ale jednak coś nadal pozostaje  tajemnicą...
-Masz jakieś dowody?
-Niebieska krew?-odpowiedziała pytaniem i tu mnie ma.Mam jej to powiedzieć teraz?
-Jesteś pewna,ze chcesz wiedzieć?
-Na 100%
-Na twoją odpowiedzialność.
Sprawnym ruchem umieściłem ja na swoich plecach i wyskoczyłem przez okno.Biegłem przez las w wampirzym tempie.Przeskoczyłem rzekę,ułożyłem ja na ziemi i powiedziałem: -To dlatego się nie ujawniamy. Wziąłem na ręce jakiś głaz,położyłem przed Ann i z całej siły wbiłem w niego swoją dłoń pozostawiając w nim spore zagłębienie.Ann była wsytraszona,zaczęła biec,a ja,z resztą bez trudu,dogoniłem ją. -Annabel,rozumiem,że jesteś przerażona,że się mnie boisz...Andy,Aaron i Elisabeth też są tacy.Ale czy wiesz kim jesteśmy? Zaprzeczyła kręcąc głową z nieufnością. -Jesteśmy wampirami.Jak myślisz,czym się żywię? -K..krwią... -Czyją? -Człowieka... -Boisz się? Zapadła cisza. -Myślisz że mógłbym cię skrzywdzić? -Tak... -A Andy,? -Ja...nie jestem pewna... -Pomyśl teraz logiczne,skoro jesteśmy silniejsi,szybsi i mamy mocniejsze zmysły,to co jeszcze się wzmocniło?Emocje.Wręcz spotengowaly.Silniej nienawidzimy,kochamy...Dlatego nie jesteśmy w stanie skrzywdzić.Jesteś kimś,kto nas rozumie... -Czemu próbujecie mnie wykiwac? -Co?Nie!Nikt nie chce zrobić ci krzywdy.Ani ja,ani Andy,ani Aaron,nie pomijając również Elizabeth.Nadal się boisz? -N-nie. -Wszystko ok?Jak masz jakieś pytania to możemy się spotkać i o tym pogadać... -Dzisiaj,u mnie o północy. -Ok.Chodź,odprowadzę cię.

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Rozdział 4

Gdy wstałam rano wyjrzałam przez okno i uśmiech sam wkradł mi sie na twarz.Otóż było słonecznie i ciepło.Mój dobry humor spotęgował się gdy przypomniałam sobie o moim nowym przyjacielu.
Pierwsza lekcja - chemia.Siedziałam z Andy'm w jednej ławce.Za zadanie mieliśmy przygotowanie modelów pierwiastków chemicznych.Kolejne 3 lekcje,Biologię,J.Angielski i Geografie,spędziłam bez niego.2 Wf 'y i historię zamieniliśmy na przygotowanie balu z okazji stulecia szkoły.Po lekcjach zaczęliśmy rozmawiać.
-Jak tam?Zmęczona?
-Trochę,geografia wyczerpała zapas mojej energii,ale daje radę.
-U mnie raczej matematyka gorzej przechodzi.
-Mogę jakoś pomóc?
-Jak chcesz to...możemy się spotkać u mnie,o 17.
-OK,będę na pewno,ale daj mi swój adres,bo nie za bardzo znam okolicę.
-Wyślę ci na komórkę.
-W takim razie spoko.Do zobaczenia!-Pomachałam mu na pożegnanie.
-Pa!-odmachał mi,a ja się odwróciłam i ruszyłam pod dom.
Przebrałam się w coś ładniejszego i wyszłam z domu,kierując się pod adres,który wysłał mi Andy.
W końcu stanęłam pod ogromnym domem z częściowo szklaną ścianą.Zadzwoniłam dzwonkiem,a drzwi otworzył mi...no właśnie,kto?
-dzień dobry,mogę jakoś pomóc?
-Zastałam Andy'ego?
Nie wrócił jeszcze do domu,ale powinien zaraz być,zapraszam do środka.
-Dziękuję.
Kobieta,która wpuściła mnie do środka wyglądała na młodą,ale zarazem dostojną i poważną koleżankę.Lecz czyją?
-Elizabeth?Ktoś przyszedł?
-Tak,koleżankę Andreasa.
-Kogo?
Z mojej logiki wynikało,że mężczyzna,który pytał się o coś rzekomej Elizabeth to Jhon-brat Andy'ego.Ale niestety się myliłam.Mężczyzna był bardzo elegancki i przystojny,ale nie był to ten sam chłopak,którego Andy opisywał mi jako swojego brata.Rzekomy nieznajomy wydawał się idealną parą dla Elizabeth.
-Witaj,nazywam się Aaron.A pani?-schylił się i pocałował moją dłoń,po czym szczerze i szeroko się uśmiechnął.
-Annabel.Miło mi was poznać.
-Ja nazywam się Elizabeth.Nam również miło.
-Trochę mnie zdziwiło,że nie przyszłaś do Jhon'a.To zazwyczaj do niego przychodzą takie piękne kobiety.
-To znaczy?
-Jest bardziej...towarzyski.
-Po prostu umie zdobyć to co chce,a dziewczynom w twoim wieku to imponuje.-wtrąciła się Elizabeth.
-O wilku mowa.
Te słowa wypowiedział sam Jhon.W końcu miałam okazje przyjrzeć mu się z bliska.Każda rysa jego twarzy była...idealna.Anioł.Już rozumiem o czym mówił Aaron.To znaczy...wiem czemu kobiety bardziej lgną do Jhon'a.Rzekomy "Anioł" wykrzywił usta w uśmiech i pokazał 2 rzędy idealnych (z resztą jak cały on) zębów.
-Pozwólcie,że porwę Annabel na chwilę
Wyciągnął rękę w moją stronę w zapraszającym geście.Dałam mu się "porwać".zaprowadził mnie na górę.
-Z reguły powinienem wyjąć stare rodzinne zdjęcia,ale aż taki zły nie jestem,w zamian za to może opowiesz mi jak poznałaś Andy'ego?
-Chodzimy razem na zajęcia.
-A nie wydaje ci się on trochę...inny?
-Co masz na myśli?
-Może inaczej.Nie wyróżnia się czym wśród innych uczniów?
-Jest typowym odludkiem,ale poza ty wszystko OK.
-Nie pozbierał się jeszcze po śmierci rodziców.Nie może wybaczyć sobie tego,że nie mógł się z nimi pożegnać...O!Witaj Andreas!
Odwróciłam sie w stronę drzwi.Stał tam niezadowolony,wręcz wściekły,Andy.
-Andy?Andy?Andreas?
Nadal wpatrywał się w brata złowieszczym wzrokiem.Powtórzyłam głośniej:
-Andy?
-Chodźmy do mnie.-powiedział oschle.
-Do-dobrze...-zająkałam się lekko.
Na drugim końcu korytarza stały drzwi do jego pokoju.Weszliśmy do środka.
-Czemu jesteś zły na brata?Przecież tylko powiedział mi prawdę...
-Nie chciałem cię martwić.Sam też nie lubię poruszać tego tematu.
-Przecież wiesz,że mi możesz zaufać...No nie smuć się już.
Przytuliłam go najcieplej jak mogłam.Staliśmy tak,przywarci do siebie,przez chwilę.Gdy tylko go puściłam zaczęła się zacięta rozmowa o...właściwie o niczym.Podczas odrabiania matmy Andy radził sobie lepiej niż myślałam.Czyżby skłamał żeby sie ze mną spotkać?Gdy skończyliśmy zeszliśmy na dół do salonu.
-Chyba pora się pożegnać.
-No co ty!Najpierw muszę cię odprowadzić!
Szybko złapał mnie pod ramię i nim się obejrzałam staliśmy już na chodniku idąc w stronę mojego domu.Całą drogę przegadaliśmy.Gdy stanęliśmy na ganku mojego domu.
-Do zobaczenia...
-Do zobaczenia.
Andy przytulił mnie lekko i pocałował w policzek,po czym oddalił się od domu i mi pomachał.Odmachałam mu z wielkim bananem na twarzy.Boże,zaraz eksploduję szczęściem!
Zaraz po krótkim prysznicu zadzwoniła do mnie Kath.
-Hej i jak było?
-Ale co?
-No jak było u Andy'ego?
-aaaa...całkiem sympatycznie.
-I nic więcej?Opowiedz mi co robiliście!
Zaśmiałam się lekko i zaczęłam krótką opowieść o dzisiejszym spotkaniu z Andreasem.
-...I wtedy dał mi buziaka w policzek na pożegnanie...
-Zaraz,CO?!
-No..
-O matko,matko,matko,MATKO!On cię kocha!
-zaraz kocha...to był tylko przyjacielski buziak.
-Tja,jasne,A widziałaś jak on się na ciebie patrzy?Jakby miał cię zaraz pożreć!Ewidentnie chce z tobą chodzić!
-Serio?Nie zauważyłam...
-Sorki,ale późno się robi,jutro wszystko obgadamy,pa!
-pa.
Położyłam się na łóżko i rozmyślałam nad tą całą sytuacją.Z tego błogiego stanu wyrwał mnie sygnał SMS'a.To Andy,napisał "Dobranoc=)".Odpisałam mu to samo,umyłam się i położyłam się do spania.To był długi dzień.
_____________________________________________________________________________________________
I co?Podoba się?Mam nadzieję,ze tak:)
Jak widzicie cuś tam sie już dzieje.
Komentujcie,pliis!:)
PaPa;)

niedziela, 14 kwietnia 2013

rozdział 3:)

6:30 rano.Zmęczona,w piżamce i z szopą na głowie weszłam pod prysznic.Chwila relaksu i musiałam wyjść.Wysuszyłam włosy,umyłam zęby,ubrałam się i zrobiłam sobie koka.Była już odpowiednia pora na wyjście do szkoły.W końcu stanęłam przed sporym budynkiem.Szkoła.Katherine zaprowadziła mnie do klasy na pierwszą lekcje-historię.Usiadłam w ostatniej ławce-tylko ta była wolna.W ławce po lewej siedział ten sam chłopak,który wczoraj stanął przed drzwiami do domu cioci.ten w brązowych włosach..ciężko nie poznać kogoś,kto wzbudził we mnie takie zainteresowanie.Ale to nie miłość.to nie jest nawet głupie zauroczenie.Tylko ciekawość.Chorobliwa ciekawość.Podczas omawiania lekcji przez panią Caldet czułam jego wzrok na sobie.to był taki niezwykły wzrok...był nawet trochę przerażający,więc zaczęłam się bać.Gdy odwróciłam się w jego stronę on zrobił to samo i ukazał 2 rzędy pięknych,białych,prostych zębów.Uśmiechnął się do mnie ciepło,co trochę mnie oswoiło z jego obecnością .Więcej,po moich policzkach rozeszła się fala gorąca,zapewnie rumieniec.Odwzajemniłam uśmiech i spojrzałam na zeszyt.W tej chwili nie byłam pewna co o nim myśleć.wydał mi się taki wyjątkowy...Czy ja się w nim powoli zakochuję?Nie wiem.Lekcja mijała bardzo powoli,a jego wzrok ciągle spoczywał na mnie.Po dzwonku poszłam pod swoja szafkę i wymieniłam książki na potrzebne.Nagle ktoś puknął mnie w ramię.
-Twoja kurtka?
-Nathaniel!
Rzuciłam się w jego silne ramiona i w końcu poczułam się bezpieczna.Nie wierzę,że mój starszy brat jest tutaj!Nie wierzę!
-No już spokojnie,jestem pewny,że zdążysz się mną nacieszyć!
-Zostajesz na dłużej?-zapytałam nie ukrywając szczęścia.
-Zaczynam studia od nowa.
Nathaniel chodził na studia prawnicze przez 7 miesięcy uczelnia jest w pobliżu mojej szkoły,więc będzie łatwo się komunikować i nawzajem odprowadzać do domu.
-Od razu po szkole przygotuję ci pokój!
-Nie trzeba,wynająłem mieszkanie.
-na serio...?
-no,a jak!
-A miałam nadzieję,że będziemy żyć pod jednym dachem,jak za starych czasów.
-Moje mieszkanie jest około 200 metrów od twojego,więc nie martw się na zapas,mamy blisko do siebie.
-W takim razie ok.
gdy zadzwonił dzwonek spojrzałam na Nath'a porozumiewawczo i ruszyłam na WF.Tam spotkałam jednego z braci Bravo.Tego samego co na historii.Starałam się na niego nie patrzeć,ale moja złośliwa piłka poleciała w jego ramiona.Złapał piłkę i przyjaznym gestem mi ją podał.
-proszę.
-Dziękuję.
-Jestem Andreas,ale mów mi Andy.A ty?
-Annabel. Miło mi cie poznać.
-Mi również.
Tak zaczęła sie nasza znajomość i zaciekłe rozmowy na tej lekcji i nie tylko. Gadaliśmy cały dzień.
Gdy w końcu wróciłam do domu spakowałam się na jutro,zjadłam obiad i resztę dnia myślałam o Andy'm.
_________________________________________________________________________________________
W końcu kolejny rozdział!I jak?Podoba się?
Przepraszam za długą nieobecność,ale nie miałam czasu dodac posta,bo nie miałam laptopa:/
Ale już jest nowy post,więc...Czytajcie i komentujcie:)
Myślicie,że mam dodać zakładkę z bohaterami?Może tak?A może nie?Pomyślę.
Nowy post już niedługo,może nawet jutro:)
PaPa;)