-Witaj.
-Witam.Czyżbyś chciał zacząć naukę w colleg'u od nowa?
-Nie,czekam tylko na brata.Jest mi coś winien.
-To znaczy?
-Ma pewną rodzinną pamiątkę,chciałbym odłożyć ja na miejsce.
-Jest w sali matematycznej.
-Dziękuję.
Uśmiechnął się do mnie i odszedł w stronę drzwi szkoły.Ciekawe co to za pamiątka.Może Andy znowu coś ukrywa?Nie,nie wydaje mi się.Jakby nigdy nic dalej przyglądałam się drużynie.Każde podanie było precyzyjne,jakby obliczali sobie wszystko w myślach.Pora na historię.Kilka umownych spojrzeń Andy'ego i lekcja.Resztę zajęć niestety miałam bez Andy'ego.Brakowało mi go...Czułam się...samotna?Tak jakby wszyscy zniknęli i istniał tylko on i ja.Na dzisiaj umówiliśmy się w parku,więc zaraz po szkole właśnie tam się udałam.Czekał już na mnie i grzebał w telefonie.Gdy byłam na oko 3 metry od niego odwrócił głowę i powiedział:
-musimy pomówić.
-O czym?
-Czego Jhon chciał od ciebie dziś rano?
-Szukał cię,tylko powiedziałam mu gdzie byłeś.
-O czymś jeszcze mówił?
-Tylko o jakiejś pamiątce rodzinnej.Dlaczego tak się zdenerwowałeś?Nie zachowuje się jak ktoś zły, przecież nie wyrządził mi krzywdy.
-On jest zły,Ann.Więc powinnaś trzymać się od niego z daleka.Obiecaj mi,że ograniczysz kontakty z nim do minimum.
-Obiecuję.
W tej chwili złapał mnie delikatnie za ręce i spojrzał w oczy.Uwielbiam ten jego głęboki wzrok...Chyba tonę!
-Chciałbym ci coś dać.
-Co takiego?
Wyjął z kieszeni pudełko,otworzył je,a moim oczom ukazał się śliczny otwierany medalion w kształcie serca.
-Moja babcia nosiła go na szczęście.Później przejęła go mama.A teraz jest twój.
-Ja...Andy nie mogę go przyjąć,to powinno należeć do twojej jedynej.
-Ale ja chcę żebyś to ty go miała.
-oh...dziękuję,jest przepiękny...
:Jhon:
Siedzę w swoim pokoju na kanapie i popijam resztkę bourbona.Do domu wrócił mój "ukochany braciszek".Nie chcąc wchodzić mu w paradę wyskoczyłem przez okno i ruszyłem w stronę domu Annabel.Wszystkie światła były zgaszone,nawet w domu Evansów.Zajrzałem w okno pokoju Ann.Śpi,mogę wejść.Szybko,zwinnie i po cichu wskoczyłem do środka i zamknąłem okno. Usiądwszy na łóżku pogłaskałem jej policzek.Szkoda,że nic nie wie.Że nie ma pojęcia o naszym pierwszym spotkaniu...Że wiedźmy musiały wymazać jej wspomnienia.Bo jej przyjaciółka nie chciała pakować ją w kłopoty...Gdyby to pamiętała,gdyby tylko...ehh,nie ważne.I tak Andy zachowa ją przy sobie.Mam okazję przeczytać jej wspomnienia.Skoncentrowałem się na dzisiejszym dniu.Lekcje,Andy,Nathaniel,ja,znowu Andy...Amulet...Co do cholery?!Oddał jej amulet...Żebym nie mógł jej dotknąć,żeby każdy jej dotyk był dla mnie bólem.Obiecała mu też,że ograniczy kontakty ze mną.Jakie szczęście,że nie ma teraz na sobie tego amuletu...Już ja zadbam o to,żeby bała się też Andy'ego.Dochodziła północ,magiczna godzina.Ułożyłem się koło Annabel,a ona wtuliła się we mnie...Czułem rozpierające moje martwe serce szczęście.Głównie dlatego,że widuję ją częściej w nocy z nią nie rozmawiam.Ale wiem o niej praktycznie wszystko.Wampirze moce i zaglądanie do jej pokoju robią swoje.Niestety nie mogłem zostać dłużej,bo brat pomyśli sobie,że byłem na "kolacji".Ułożyłem jej głowę na poduszce i na odchodne rzuciłem ciche "do zobaczenia" skierowane do Ann.Idąc już ulicą zauważyłem,że uliczne lampy i mgła dają wrażenie półmroku.Usłyszałem śmiech ludzi biwakujących w lesie.Mgła roznosiła się na 3 metry w górę i była na tyle gęsta,że można by było ciąć ją nożem.Jeden z "wczasowiczów" wyszedł z lasu i ruszył w stronę samochodu.Poczułem potężne pragnienie.Piekło niemiłosiernie.To już drugi miesiąc bez ludzkiej krwi.Mam dość tych wszystkich wiewiórek,lisów,saren i dzików.To jest idealna okazja,przygotowałem się do skoku...i z idealną precyzją zaatakowałem młodego chłopaka.Zrobiłem to na tyle szybko,że pozostawiłem go zorientowanego na ulicy.Wiedział tylko,że piekielnie boli go szyja.Mój głód ustąpił.
Boję się o to,że kiedyś przez pragnienie zaatakuję Annabel.Na sama myśl o tym chcę sie zabić. Teorytycznie to już nie żyję,więc bardziej zakończyć egzystencję.Umazany ludzka krwią wampir,pragnący zakończyć swoja marną egzystencję z powodu strachu przed zamordowaniem swojej ukochanej.Brzmi wręcz karykaturalnie.Gdy skończyłem rozmyślać nad moja osobą słońce już wschodziło nad horyzont.Udałem sie do domu,umyłem i ,sam nie wiem czemu,ruszyłem pod szkołę.Usłyszałem świst powietrza za sobą,zapewne Andy.Obejrzałem sie wokoło i...dostałem kołkiem w brzuch!Andreas już nie żyje!Niebieski płyn,może inaczej,wampirza krew rozlewała się po bluzce od Hilfiger'a i ulicy.Kiedy próbowałem wyjąć kołek z tułowia usłyszałem trzask drzwi od domu Ann.Po chwili ujrzałem jej sylwetkę biegnącą w moją stronę.
-Jhon!Co się stało?
-Sam chciałbym wiedzieć...-zadrwiłem.
-Czekja pomogę ci.
Wyjęła kołek z mojego ciała.
-Twoja krew....
Cholera!Zapomniałem,że mam niebieską krew!
-eee...ja...nie ważne..sam nie wiem jak.Nie pytaj.
-Chodź,zaprowadzę cie do szpitala.
-Nie trzeba,sam sie opatrzę.
-Jesteś pewien?
-Tak
-To może chociaż cię odprowadzę?
-Skoro tak nalegasz.
Może jednak to nie jest zaraz taki zły dzień?Już u mnie w domu poszedłem obmyć ranę i wróciłem do mojego pokoju,gdzie była Ann.Oddałem swój nagi i poraniony tors w jej ręce.Pomogła mi zabandażować ranę i sprawdziła,czy nie poniosłem większych obrażeń.
-Mogę cię o coś zapytać?-przerwała ciszę panującą w pomieszczeniu.
-Jasne,wal śmiało.
-Czy wy coś ukrywacie?
-Jak mam to rozumieć?
-No wiesz,niby jesteście otwarci i chętnie opowiadacie o sobie,bynajmniej ty,ale jednak coś nadal pozostaje tajemnicą...
-Masz jakieś dowody?
-Niebieska krew?-odpowiedziała pytaniem i tu mnie ma.Mam jej to powiedzieć teraz?
-Jesteś pewna,ze chcesz wiedzieć?
-Na 100%
-Na twoją odpowiedzialność.
Sprawnym ruchem umieściłem ja na swoich plecach i wyskoczyłem przez okno.Biegłem przez las w wampirzym tempie.Przeskoczyłem rzekę,ułożyłem ja na ziemi i powiedziałem: -To dlatego się nie ujawniamy. Wziąłem na ręce jakiś głaz,położyłem przed Ann i z całej siły wbiłem w niego swoją dłoń pozostawiając w nim spore zagłębienie.Ann była wsytraszona,zaczęła biec,a ja,z resztą bez trudu,dogoniłem ją. -Annabel,rozumiem,że jesteś przerażona,że się mnie boisz...Andy,Aaron i Elisabeth też są tacy.Ale czy wiesz kim jesteśmy? Zaprzeczyła kręcąc głową z nieufnością. -Jesteśmy wampirami.Jak myślisz,czym się żywię? -K..krwią... -Czyją? -Człowieka... -Boisz się? Zapadła cisza. -Myślisz że mógłbym cię skrzywdzić? -Tak... -A Andy,? -Ja...nie jestem pewna... -Pomyśl teraz logiczne,skoro jesteśmy silniejsi,szybsi i mamy mocniejsze zmysły,to co jeszcze się wzmocniło?Emocje.Wręcz spotengowaly.Silniej nienawidzimy,kochamy...Dlatego nie jesteśmy w stanie skrzywdzić.Jesteś kimś,kto nas rozumie... -Czemu próbujecie mnie wykiwac? -Co?Nie!Nikt nie chce zrobić ci krzywdy.Ani ja,ani Andy,ani Aaron,nie pomijając również Elizabeth.Nadal się boisz? -N-nie. -Wszystko ok?Jak masz jakieś pytania to możemy się spotkać i o tym pogadać... -Dzisiaj,u mnie o północy. -Ok.Chodź,odprowadzę cię.
Boję się o to,że kiedyś przez pragnienie zaatakuję Annabel.Na sama myśl o tym chcę sie zabić. Teorytycznie to już nie żyję,więc bardziej zakończyć egzystencję.Umazany ludzka krwią wampir,pragnący zakończyć swoja marną egzystencję z powodu strachu przed zamordowaniem swojej ukochanej.Brzmi wręcz karykaturalnie.Gdy skończyłem rozmyślać nad moja osobą słońce już wschodziło nad horyzont.Udałem sie do domu,umyłem i ,sam nie wiem czemu,ruszyłem pod szkołę.Usłyszałem świst powietrza za sobą,zapewne Andy.Obejrzałem sie wokoło i...dostałem kołkiem w brzuch!Andreas już nie żyje!Niebieski płyn,może inaczej,wampirza krew rozlewała się po bluzce od Hilfiger'a i ulicy.Kiedy próbowałem wyjąć kołek z tułowia usłyszałem trzask drzwi od domu Ann.Po chwili ujrzałem jej sylwetkę biegnącą w moją stronę.
-Jhon!Co się stało?
-Sam chciałbym wiedzieć...-zadrwiłem.
-Czekja pomogę ci.
Wyjęła kołek z mojego ciała.
-Twoja krew....
Cholera!Zapomniałem,że mam niebieską krew!
-eee...ja...nie ważne..sam nie wiem jak.Nie pytaj.
-Chodź,zaprowadzę cie do szpitala.
-Nie trzeba,sam sie opatrzę.
-Jesteś pewien?
-Tak
-To może chociaż cię odprowadzę?
-Skoro tak nalegasz.
Może jednak to nie jest zaraz taki zły dzień?Już u mnie w domu poszedłem obmyć ranę i wróciłem do mojego pokoju,gdzie była Ann.Oddałem swój nagi i poraniony tors w jej ręce.Pomogła mi zabandażować ranę i sprawdziła,czy nie poniosłem większych obrażeń.
-Mogę cię o coś zapytać?-przerwała ciszę panującą w pomieszczeniu.
-Jasne,wal śmiało.
-Czy wy coś ukrywacie?
-Jak mam to rozumieć?
-No wiesz,niby jesteście otwarci i chętnie opowiadacie o sobie,bynajmniej ty,ale jednak coś nadal pozostaje tajemnicą...
-Masz jakieś dowody?
-Niebieska krew?-odpowiedziała pytaniem i tu mnie ma.Mam jej to powiedzieć teraz?
-Jesteś pewna,ze chcesz wiedzieć?
-Na 100%
-Na twoją odpowiedzialność.
Sprawnym ruchem umieściłem ja na swoich plecach i wyskoczyłem przez okno.Biegłem przez las w wampirzym tempie.Przeskoczyłem rzekę,ułożyłem ja na ziemi i powiedziałem: -To dlatego się nie ujawniamy. Wziąłem na ręce jakiś głaz,położyłem przed Ann i z całej siły wbiłem w niego swoją dłoń pozostawiając w nim spore zagłębienie.Ann była wsytraszona,zaczęła biec,a ja,z resztą bez trudu,dogoniłem ją. -Annabel,rozumiem,że jesteś przerażona,że się mnie boisz...Andy,Aaron i Elisabeth też są tacy.Ale czy wiesz kim jesteśmy? Zaprzeczyła kręcąc głową z nieufnością. -Jesteśmy wampirami.Jak myślisz,czym się żywię? -K..krwią... -Czyją? -Człowieka... -Boisz się? Zapadła cisza. -Myślisz że mógłbym cię skrzywdzić? -Tak... -A Andy,? -Ja...nie jestem pewna... -Pomyśl teraz logiczne,skoro jesteśmy silniejsi,szybsi i mamy mocniejsze zmysły,to co jeszcze się wzmocniło?Emocje.Wręcz spotengowaly.Silniej nienawidzimy,kochamy...Dlatego nie jesteśmy w stanie skrzywdzić.Jesteś kimś,kto nas rozumie... -Czemu próbujecie mnie wykiwac? -Co?Nie!Nikt nie chce zrobić ci krzywdy.Ani ja,ani Andy,ani Aaron,nie pomijając również Elizabeth.Nadal się boisz? -N-nie. -Wszystko ok?Jak masz jakieś pytania to możemy się spotkać i o tym pogadać... -Dzisiaj,u mnie o północy. -Ok.Chodź,odprowadzę cię.
Uważam, że to chyba jeden z najlepszych rozdziałów w tym opowiadaniu. Fajny, strasznie mi sie podoba. . U niej o północy? Super. ciekawe co sie wydarzy. ps. fajna czcionka i tło. :)
OdpowiedzUsuń[SPAM]
OdpowiedzUsuńJessica to dziewczyna, która cierpi na poważną chorobę - schizofrenię. Swoją chorobę ukrywa w tajemnicy, ponieważ nie chcę aby, ktoś się nad nią "użalał" Inaczej spostrzega rzeczywistość. Słyszy lub czuje to, co nie istnieje i to, czego nie postrzegają inni .I jest Justin. Chłopak należy do mafii. Pewnego dnia, dostaje zlecenie, aby pozbyć się Jessicy. Seria pewnych zdarzeń uświadamia jej, że to wszystko dzieje się naprawdę. Jednak jej bliscy jej nie wierzą, uważają, że to wszystko jest wina jej choroby. Sprawa się komplikuje, kiedy Justin zakochuje się w Jessice.
Natomiast Zoe w bardzo młodym wieku widzi morderstwo. Nieświadoma tego, co spotka ją w domu, ucieka z miejsca przestępstwa. W domu zastaje jej mamę z podciętym gardłem. Od tamtego czasu Zoe boi się ludzi. Samo okalecza się. Jest to jej jedyny sposób na zapomnienie o tym dniu. Tata wysyła ją do szpitala, ponieważ nie może sobie z nią poradzić. Ona już na początku wizyty stwarza problemy. Po pewnym czasie pojawia się chłopak o imieniu, Niall, który chce jej pomóc.
http://i-wont-tell-if-you-want.blogspot.com/
Dalej nie przekonana? Obejrzyj zwiastun:
http://www.youtube.com/watch?v=CF0y_1D9SC0